....вы просто не в теме
все более-менее бои и стычки описывались для отчетности (велись журналы боевых действий).
В Гродненской губернии было только одно сражение....при Поддубно,Городечно(имение),Харьки (Пружанский уезд).
Все остальное....это бои крупные,средние,мелкие.
Даже события при Кобрине....это просто крупный бой,а не сражение.
сомневаюсь, что все записывалось и ВСЕ записи сохранились

Тогда клады надо в архивах искать

так и с той каретой - возможно и записывать некому было- пропала с концами

Исчезали целые отряды фуражиров.
Может и это записано на картах
осмелюсь цитировать на польском языке
думаю гродненцы в основном понимают
Z dokumentów i legend
Cyganka-łotr.
Rok 1812 był nadzwyczajny, wielkie nadzieje Polaków u boku cesarza Francuzów rozwiały purgi (wiatr syberyjski) i lute mrozy rosyjskich przestrzeni. A i Rosjanin, widząc po kilku wiekach wroga na swojej ziemi, walczył uparcie i mądrze. Ale tutaj, pod Geniuszami i Liszkami, nawet krzepkie mrozy tamtej tragicznej zimy nie skuły jednolitym pancerzem bagien. Miejscowi znali obejścia wiecznie chlupiących trzęsawisk i chodzili na drugą stronę do Olekszyc i Małej Brzestowicy na skróty. Obcy natomiast trzymali się grobli, aby wyjść w stronę Krynek.
W drugą noc po Bożym Narodzeniu dotarł do Praniewicz, osady szlacheckiej, zmęczony goniec z wiadomością, że oddział cyganów w liczbie 100 ludzi na koniach i wozach jedzie w kierunku na Krynki, paląc i plądrując wszystko po drodze. Obłupili Małą Brzestowicę i inne wioski okoliczne i dzisiaj hulają w Dworze Murowanym. Jutro rabusiów można spodziewać się w pierwszej połowie dnia, będą zagrożone osady Liszki, Ignatowicze, Praniewicze i Usnarz.
Michał Praniewicz, stary kawaler, Miecznik Jego Królewskiej Mości, człek prędki, migiem rozesłał gońców do okolic szlacheckich: Poczobutów, Petelczyców, Sarosieków, Usnarza i po chłopów z Kurczowców, Makarowców, Rusaków i Jerowlan, nakazując ochotnikom pospolitego ruszenia stawić się przed świtem w Praniewiczach z szablą i bronią palną oraz orężem w pracy chłopskiej sprawdzonym. Tymczasem wieść o grasujących bandach, choć na podwórku środek zimowych mrozów, rozeszła się dookoła z prędkością majowego gromu. Każdy z gorzkiego doświadczenia wiedział, że jego dobytek, a może i życie jest dzisiaj w jego własnych rękach. Dlatego też lud od sochy i miecza wprost leciał na zew Praniewicza. A ten ze sztuką wojenną z młodych lat za pan brat, obsadził przegrodzoną bronami wąską uliczkę we wsi Kudrycze szlachtą z bronią palną, chłopów z cepami i kosami ustawił za chatami, a oddział kawalerii w sile 20-25 jeźdźców zamknął szerokimi drzwiami obór.
Czas z rana ciągnął się ślamazarnie. Dopiero około południa, zostawiwszy w Murowanej panu Sołtanowi jedną świnię (która na tyle miała sprytu i rozumu w świńskiej głowie, że umknęła do lasu), rabusie z krzykiem ruszyli przez groblę. Zadymili Geniusze, Siemienówkę, Liszki. Banda, rozdzieliła się na dwie części: jedna paliła Ignatowicze, a druga wleciała całym pędem w korytarz szczelnie ustawionych domów w Kudryczach. Pierwsza salwa nie otrzeźwiła rabusiów, nawet jej nie odczuli. Ale po drugiej, trzeciej i czwartej rozjuszony chłop, waląc i tnąc zza ucha, poszedł jak po łące pokosem na wroga. Uciekali, padając pchnięci widłami, lub scięci kosą. Na czas wyprowadzona z obór kawaleria rąbała dziadowskim orężem spod Orszy i Chocimia. Nic nie mogło powstrzymać obudzonego w ludziach rozjuszonego dzika.
Krew pałała na białym śniegu, swoja i wrogów jednego koloru. Ruszyli ławą na Ignatowicze, zapędzając maruderów w niezamarzające bagna, topiąc i tłukąc. Sprawniejsi z watahy, a było ich kilku, przebili się w stronę Makarowców, ostatniego Michał Praniewicz zwalił niedaleko kościoła. Ale nie zabił go. Miał szczęście łotr, bo był... kobietą. Potem zostanie jego nieszczęsną żoną. Zabitych, więcej jak 70, pogrzebano na stojąco, bo grunt zmarzły, jak mur kamienny twardy. Jeńców, a byli to żołnierze Wielkiej Armii, którzy stracili oblicze ludzkie na wielkich przestrzeniach Rosji, po jakimś czasie puścili wolno. Pozostała tylko śliczna czarnowłosa markietanka, na której skończył się wiek kawalerski Miecznika Jego Królewskiej Mości, Michała Praniewicza. Później wszystko skończyło się tragicznie, ale to później, może znajdziemy czas podczas naszej podróży, by powrócić do losu ślicznej markietanki i miecznika Michała Praniewicza. A szlachtę ignatowicką, która odmówiła udziału w tej walce obronnej, ochrzczono Baranami. Tak też nazywano ich potomków później, a i dzisiaj ktoś czasem przypomni o tym.